Usłyszałam wczoraj zdanie - „Dzisiaj wszyscy są tak
przeciętni, że robiąc cokolwiek powyżej tej normy stajecie się widziani i
zauważani”, zdanie, które utknęło głęboko w mojej świadomości. Odrobina wręcz, minimum wysiłku sprawia, że
wyróżniamy się na tle szarego i monotonnego społeczeństwa, do którego od wczesnego
dzieciństwa czuję absolutną niechęć. Nie twierdzę, że gardzę nim, bynajmniej.
Zwyczajnie bałabym się wstąpić w szeregi tego jednolitego tłumu, upowszednienia
mnie samej. W początkach tej świadomości byłam pewna, że moje odczucia są
wielce egoistyczne i zdecydowanie zbyt wygórowane. Obawiałam się reakcji
Szarych, ich wyrzutów i pretensji. Obawiałam się też samotności – od zawsze
napawała mnie ona jakimś lękiem, poczuciem odrzucenia. I z biegiem lat
potrafiłam przezwyciężyć chęć zrównania się z Szarymi. Nadal jednak, pomimo
upływu lat, nie potrafię pogodzić się z samotnością, szczególnie tą przymusową.
Ludzie choć w części świadomi swojego potencjału, świadomi
swoich możliwości, świadomi prawa głosu i tego, że mogą swobodnie kształtować
swoją przyszłość, nie zawsze czują się z tym wszystkim całkowicie swobodnie.
Natrafiają na mnóstwo przeszkód, na „szufladki”, na innych ludzi, którzy
doświadczeniem zagarnęliby okręg wolności mniej doświadczonego. Na nie do końca
przyjazne opinie, z którymi muszą się pogodzić (bądź też nie). Wyobraźcie
sobie, jak szalenie trudne do przezwyciężenia są te problemy bez odpowiedniej
pomocy, wsparcia lub samozaparcia. W pewnym momencie każde słowo zachęty,
aprobaty jest na wagę złota. Każdy publicysta jest narażony na szufladkowanie.
Szczególnie w Polsce, gdzie istnieją trzy obozy – lewaków, konserwatystów i
tych, którzy szydzą ze wszystkiego i wszystkich. Nie da się odnieść sukcesu
żyjąc poza szufladami, w uniwersum zwanym „zdrowym rozsądkiem”. Wchodząc do
jednej szuflady automatycznie otwierają się drzwi do portali internetowych,
tygodników i stacji telewizyjnych. Każda z szuflad żyje w przekonaniu o
posiadaniu monopolu na prawość i prawdę. Każda z nich jest w swoisty sposób
pocieszna, jeśli patrzeć na styl zawsze jednolitego sposobu wypowiedzi.
Przeraża mnie jednak ich brutalność oceniania oraz fanatyzm. W życiu nie
istnieje wszakże system 0:1. Nie istnieje doskonała czerń oraz nieskazitelna
biel. Mam wrażenie, że większość Świadomych nie zdaje sobie z tego sprawy (albo
konsekwentnie nie przyjmuje tego do wiadomości, w ramach zasady „jeżeli
odepchnę ten fakt wystarczająco daleko od siebie, to analogicznie przestanie on
istnieć”).
Ogromnym współczuciem darzę Świadomych, którzy z przyczyn
niezależnych muszą otaczać się Szarymi. Tak się dzieje, gdy nie można łatwo
zmienić środowiska – w pracy, w szkole, kiedy poczucie samotności (pomimo
przebywania wśród innych ludzi) wzrasta. Wtedy przydaje się umiejętność
asymilacji i krótkotrwałej zmiany co do wymagań względem innych. Problem
występuje, gdy ta zmiana przypasuje do gustu. Wtedy szarość przyciąga, a wraz z
nim życie łatwiejsze o brak wymagań względem innych, o brak problemów natury
egzystencjonalnej, gotowe wzorce zachowań i łatwość w wydawaniu osądów. Jak
widać, nie ma najlepszego wyjścia, kiedy trzeba wybrać tylko dwie z trzech
wartości: niezależności, zdrowego rozsądku oraz sławy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz