poniedziałek, 27 stycznia 2014


Nie czytasz? Zacznij!
Czytasz? Nie przestawaj!

Niedawno miałam bardzo przyjemną (i rzadko spotykaną) okazję, aby porozmawiać o literaturze i kinie. Po tej niezobowiązującej rozmowie dotarło do mnie, że wychodząc z domu drastycznie spada możliwość ciekawej i merytorycznie bogatej rozmowy na temat książek czy innych wyższych przybytków kultury. Dlaczego tak się dzieje?

Według danych Biblioteki Narodowej Polaków czytających jest 38%. 60% z nas przez rok nie tknęło żadnej książki. Tylko 8% nastolatków zagląda do książki codziennie. Tendencja pokazuje, że statystyki te są i będą coraz bardziej zatrważające. Dlaczego naszemu narodowi brakuje tego „czytelniczego pierwiastka”? Mam wrażenie, że błędy popełniają już rodzice, dziadkowie, którzy dzieciom w ogóle nie czytają. W szkole, gdzie nacisk kładzie się na jak najszybsze „przerobienie” materiału, nie ma czasu na dogłębne analizowanie książek, nie widać także tej piekielnie ważnej chęci ani ze strony nauczycieli, ani ze strony uczniów. Następnie ci sami uczniowie idą do gimnazjum, gdzie serwuje im się książki opasłe i przystosowane do społeczeństwa sprzed kilkudziesięciu lat – tego czytającego. W książkach tych brakuje przemocy, agresji, trywialności i dużej czcionki, więc zainteresowanie 14-latka spada do minimum. Jedyna nadzieja w nauczycielach z pasją, którzy przynajmniej części tej gawiedzi zaszczepią owy „pierwiastek”.

Każdy Czytelnik wybrał swoją własną drogę do literatury wartościowej. Dla niektórych były to książki Alfreda Szklarskiego, Rafała Kosika czy J. K. Rowling. Z czasem dzieła te stają się bardziej i bardziej wymagające, jako odpowiedź na coraz większy głód intelektualny. Zdarza się, że Młodym Czytelnikom towarzyszy lęk (często bezpodstawny) przed niezrozumieniem, niepodołaniem intelektualnym, co potrafi psuć radość z czytania. Ten sam lęk siedzi w każdym z nas, i Czytelnikach, i Nieczytelnikach. Problem tkwi w poskramianiu go i przezwyciężaniu. W całej tej nagonce na Nieczytających zetknęłam się również z pewnego rodzaju dumą. Jakkolwiek niezrozumiałą dla mnie, być może jest ona jakimś logicznym i pokracznym wybrnięciem z żenującej sytuacji nieczytania. „Nie czytam, i jest mi z tym dobrze” – mówi delikwent, a opinia społeczna mu przyklaskuje. I rzeczywiście, jest to jakiś mały głos dyskusji wśród tych, które w ogóle nie istnieją, z czystego braku zainteresowania. I jaką postawę mają przybrać Czytelnicy, na tak odważny akt przyznania się do własnej maluczkości? Nie można ganić, w imię tolerancji. Nie można też przejść obojętnie, bo duma nie pozwala. Dobrego wyjścia nie ma, należy tylko podkreślać wielorakie zalety obcowania z książką. Gwoli ścisłości, czytanie rozwija nas pod względem intelektualnym, emocjonalnym, wzbogaca naszą wiedzęo świecie, poprawia nasze umiejętności językowe, pobudza wyobraźnię. Razem z bohateramiksiążek śmiejemy się i płaczemy. Tego nie sposób doświadczyć przy najlepszym nawet filmie.

Zamykając powoli ten krótki artykuł apeluję do wszystkich z was – dajmy książkom szansę. Nawet zaczynając od tych niewymagających, z czasem nasza wyobraźnia, nasz umysł, zapragną czegoś więcej. Ta potrzeba będzie coraz bardziej wymagająca, a przezwyciężając lęk powoli dojdziemy do najwyższych półek – i z książkami, i z naszymi możliwościami.

A dla najwierniejszych fanów słowa pisanego – zaprzyjaźniony portal http://www.elita-libro.pl/, który potwierdza wyjątkowość literatury – jego niezobowiązującą elitarność.

niedziela, 26 stycznia 2014

Żółty but

Listy (prawie) wysłane się wysyłają, śnieg sypie, muzyka gra, a ja? Próbuję wykrzesać motywację, chęci i..? I nic, poziom mojej irytacji szybuje właśnie wysoko w niebo.
Jeszcze ot kilka obowiązków uczelnianych i cieszyć się będę dostatecznie na tyle długimi wakacjami, by zanudzić się na śmierć. I oby pan Wiesław Myśliwski (a raczej jego Kamień na kamieniu), pan Richard Linklater (jego trylogia) oraz nowa płyta zespołu Have A Nice Life utrzymali mnie przy życiu.
I jakoś sceptycznie tak, z pewną dozą ograniczonego zaufania podchodzę do nadchodzących zmian. Znak, że będą one trwały dłużej?

sobota, 18 stycznia 2014

Listy (prawie) wysłane II



Droga Agato,


Ze względu na (najprawdopodobniej) krótką chwilę wolnego czasu pomyślałem, że powinienem znów do Ciebie napisać. Z tego co się orientuję to starasz się śledzić wydarzenia na polskiej (i nie tylko) scenie politycznej. Jednak nie chodzi mi stricte o wymiar prawno-administracyjny lecz o wpływ tychże wydarzeń na kształt społeczeńśtwa i światopogląd jego członków. Zwłaszcza, że ostatnimi czasy pojawiło się kilka tematów, które wywołały wiele kontrowersji, a mając na uwadze nasze często zgoła odmienne poglądy, szykuje się ciekawa wymiana zdań.


Zdaje mi się, że jednym z bardziej kontrowersyjnych tematów będą zarzuty wobec Jurka Owsiaka i organizacji finansowej jego wszystkim znanej fundacji. Zakładam, że zarówno mnie i Tobie od dzieciństwa były wpajane pewne fundamentalne zasady. Nie kłamać, być odpowiedzialnym czy pomagać innym. Jakby nie patrzeć, słynny pan Jurek właśnie tak czyni. Mimo tego są wobec niego stawiane najróżniejsze zarzuty, między innymi apropos struktur finansowych Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.Tutaj ujawia się pewnego rodzaju sprzeczność w polskim społeczeństwie. Zamiast cieszyć się, że ktoś od ponad 20 lat własnymi siłami oraz determinacją wielu pomocnych ludzi stara się pomóc polskim pacjentom, między innymi poprzez finansowanie sprzętu medycznego, widoczna jest swoistego rodzaju nagonka na jego osobę. Bo komuś zależy,aby coś na niego znaleźć? Bo pomaga innym? Że ma okulary? Zakładając nawet, że Jurek Owsiak faktycznie część pieniędzy odprowadza na organizację słynnego Woodstocku, według mnie większość polskich miejscówek medycznych funkcjonuje głównie dzięki jego działalności. Nie wiem, ale myślę, że akurat w tej kwestii się zgadzamy.



Myślę, że słyszałaś również o "katastrofie komunikacyjnej", która miała miejsce w Kamieniu Pomorskim. Nie będziemy wnikać w tragizm tego wydarzenia, ponieważ kwestia ta nie podlega dyskusji. Zarówno mi jak i Tobie nie było miło patrzeć na tragedię, która dotknęła mieszkańców wspomnianej małej miejscowości. Od tego momentu byliśmy świadkami licytacji wśród nie tylko czołowych ugrupowań politycznycznych ale również i społeczeństwa. Podział taki sam jak w przypadku WOŚP'u i Jurka Owsiaka, nie sądzisz ? Podwyższać grzywny finansowe, podnosić górne limity pozbawień wolności. O chłostach i ukrzyżowaniach nie wspomnę. Smuci mnie niesamowiscie fakt, iż wspomniana tragedia została wykorzystana przez polityków do prowadzenia początku kampanii wyborczych, które czekają nas w następnych miesiącach. Zakładam, że zarówno ja i Ty uważamy, że w takiego rodzaju sytuacji powinno się bać pod uwagę nie notowania partii, lecz bezpieczeństwo i poczucie sprawiedliwości.

Przykłady możnaby jeszcze mnożyć, jednak nie o to w tym chodzi. Nie należy tylko wyliczać przykładów , lecz zanalizować je i wyciągnąć odpowiednie wnioski. Mówią, że najcięższe dla psychiki człowieka są dwie rzeczy - proces tworzenia parówek oraz polityka. Powyższe dwa przykłady pokazują tylko, jak polityka może zmienić każdą sprawę w swoisty spektakl, zresztą bardzo żenujący. Myślę, że możesz mieć bardzo podobne zdanie do mojego, co nie zmienia postaci rzeczy, że czekam na odpowiedź.







Drogi Bartku Zatroskany,




Zatroskany, bo widzę jak bardzo przejmujesz się losem obywateli (również Twojego) kraju. Rzeczywiście, śledzę wydarzenia nie tylko polityczne i zawsze zastanawia mnie, dlaczego muszę przy tym tak bardzo się starać. Nie by być na bieżąco, tylko po to, by nie przesadzić z natłokiem wiadomości i tego, co próbują nam wbijać do głowy politycy. Ogromny wysiłek wkładam w powstrzymywanie się przed ubocznymi skutkami nazbytniego uświadomienia i mam wrażenie, że nie jestem w tym sama (sądząc również i po Twoim liście).



Rzeczywiście, ostatnio i okulary, i cała działalność Owsiaka są pod dużym ostrzałem. I powiem trochę z zażenowaniem, że do zeszłego tygodnia nie myślałam, że w Polsce odezwie się tak wielka i przerażająca liczba negatywnych głosów. Że złodziej (to takie typowe…). Że komunista (bardzo popularny epitet ostatnimi czasy, nieprawdaż?). Że szatanista (to chyba przez okulary). Mam świadomość, że założyciel Towarzystwa Przyjaciół Chińskich Ręczników, czyli sam Owsiak, jako osoba publiczna zawsze będzie wywoływać skrajne emocje. Będzie ich jeszcze więcej, jeżeli przedmiotem (a w tym przypadku osobą) sporu będzie skandalista, który prowokuje do zmieniania. Moje serce będzie się radować przy każdym Finale, bo to daje wiarę i nadzieję. A krytycy? O ile to nie jest tak zwaną „konstruktywną krytyką”, ani społeczeństwo, ani tym bardziej sam Owsiak nie powinien się przejmować. Znasz chyba powiedzenie: „jeśli pies nie może ugryźć, to przynajmniej obsiusia"?



Już po dniu od tragicznej katastrofy zaczęło się polityczne licytowanie „najlepszych i najskuteczniejszych rozwiązań”, które w rzeczywistości albo nie przejdą, albo będą zbyt drogie, albo będą po prostu bez sensu. Źle się żyje, kiedy każda współczesna tragedia dotykająca Polaków jest wykorzystywana przez „górę”. Tak jak kiedyś, gdy jedynym dobrym sposobem na komentowanie rzeczywistości i polityki był kabaret. Co Ty na to, żebyśmy założyli własne Towarzystwo Przyjaciół Mokrych Podkoszluków na przykład? 

Liczę na Twoje gorące poparcie i niestygnący entuzjazm!



Jak rzadko, dzisiaj zgadzam się z większością Twoich słów. Czy to znak, że się starzejemy? Albo być może znieczulica dotknęła w końcu i nas, więc jest w sumie wszystko jedno, czy się zgadzamy, czy nie zgadzamy… bo kogo to obchodzi?



Równie zażenowana,

Agata 

 

piątek, 17 stycznia 2014

Elephant gun

Oto stało się!
Po seansie Pod Mocnym Aniołem, wstrząśnięta i jednocześnie szczęśliwa, bo film absolutnie spełnił moje wymagania i sprostał wszelakim obawom i lękom. O szerszej recenzji pomyślę tylko, gdy w mojej głowie powstanie jakiś konkretny pomysł na ten film. Bo obawiam się, że bez głębszej analizy zamysłu reżysera nie będę w stanie dojść do wniosków na wysokim poziomie.
Zdziwiła mnie mała frekwencja w kinie, a co mnie zgorszyło? Śmiech. Kobiety, dziewczyny. Śmiała się tak, jak gdyby na ekranie podawano doskonałą komedię. W tych krytycznych momentach czułam głębokie zażenowanie, jakby chcąc pokazać panu Pilchowi i panu Smarzowskiemu nieme "przepraszam za nią, ona nie wie co czyni".

Natknęłam się na "bardzo krótki wiersz o frustracji" Piotra Mosonia

już
kurwa
brak mi 

słów

I choć podoba mi się jego wydźwięk, nijak mogę się upodobnić do uczuć autora. Ani słów mi nie brak, tym bardziej nie czuję frustracji (a powinnam?). Niemniej jednak wiersz bardzo obrazowy, i z pewnością się przyda. Jeśli nie dziś, to za czas odpowiedni z pewnością.


wtorek, 14 stycznia 2014

Listy (prawie) wysłane



Drogi Bartku,


Oboje dobrze wiemy, z jaką niecierpliwością czekamy na film „i o strachu, i o samotności, i o lękach”. Film jednego z najlepszych polskich (moim - i z tego, co wiem Twoim także zdaniem) reżyserów. Mówią o nim, że mało ambitny i niezdolny. Że przedstawia zakrzywiony obraz typowo polskiej mentalności. A co sądzisz Ty, drogi Kolego o tych opiniach?

Jaki jest Smarzowskiego przepis na sukces? Plejada mało znanych, ale za to świetnych warsztatem aktorów. Często mało przystojnych, o surowych twarzach, skromnych prywatnie, w filmie zachwycających wachlarzem emocji i uczuć. 

Bo czy Smarzol (jak to mówią o nim przyjaciele) sukces odniósł? Odniósł, i to ogromny. Mówi się o nim. Wywiady pojawiają się jak grzyby po deszczu (choć sam mówi, że nie lubi ich udzielać). Aktorzy z jego filmów stają się popularni. Jego wizja trafia do sporej publiczności, a opowiadane historie są często żywcem wyjęte z naszej pamięci i wspomnień. Odliczam dni do premiery, bo wiem, że mnie nie zawiedzie. Smarzowski to taka odskocznia od głupawych, żenujących komedyjek z jedną, powodującą nudności obsadą.

Powoli domyślam się, jak Polacy zareagują na film. O nich samych. Może nie dosłownie, ale czuję, że każdy z nas znajdował lub znajdować się będzie (w bliższej lub dalszej odległości) w sytuacjach żywcem wziętych z filmowych scen. Głos publiki będzie wstrząśnięty. Zdruzgotany. Że jak to, jak można tak bardzo wywlekać straszną prawdę na wierzch. Jakim cudem można przedstawiać obraz obrzydliwy i wulgarny. I poraz kolejny siadam z popcornem, żeby spoglądać z uśmiechem na oburzone głosy niektórych rodaków. (Tutaj Bartek domaga się zdania „Prawdziwych Polaków”)  Być może i większości. A może chcesz się Bartku dołączyć? 


Droga Agatko,



Bardzo mnie cieszy, że pomimo natłoku obowiązków znalazłaś czas, aby napisać do mnie. Na dodatek w ubóstwianej przez nasze dwie osoby sprawie, czyli osoby i twórczości Wojciecha Smarzowskiego. Zwłaszcza, że wielkimi krokami zbliża się premiera jego najnowszego filmu, pt. "Pod Mocnym Aniołem". Przypadek? Nie sądzę.
     Mówisz, że ludzie kierują w stronę Smarzowskiego cały ogrom zarzutów. Nie mogę się tutaj z Tobą nie zgodzić. Jednak, jeśli się nad tym dobrze zastanowić to można dojść do wniosku - dlaczego właściwie mieliby  mówić pozytywnie? Jak ktoś mówi, że jestem głupi to nie pałam do niego zbytnią sympatią, nieprawdaż ? Czyżby zła karma? Po części tak, jednak jest ona ukorzeniona poniekąd w polskiej mentalności - ludni butnych, dumnych czy też zapatrzonych w sobie. Pozostawię to Tobie do własnej interpretacji.
     Pytasz się mnie o receptę na sukces wg. Smarzowskiego. Bardzo możliwe jest to, że specjalnie pracuje z aktorami, na których możemy się nie natknąć w ambitnych polskich produkcjach typu "Klan" czy "Na Wspólnej". Natomiast nie wiem czemu tak nienawidzisz polskich komedii (mniemam, że zwłaszcza romantycznych) - każdemu jest potrzebna odrobina tak zwanego odmóżdżenia. Wracając jednak do ulubieńców "Smarza" określenie ich mało znanymi jest już odrobinę przekłamane, gdyż właśnie on uczynił z nich znanych i poważanych aktorów, między innymi Mariana Dziędziela. Na pewno zgodzisz się z tym, iż niezmierne ważne apropos popularności wspomnianego reżysera jest skandal oraz skrajne opinie na temat jego produkcji.
    Apropos głosu "prawdziwych Polaków" - nie dam się wciągnąć w tę dyskusję, myślę, że wiesz dlaczego. Prawda zawsze boli, a faktem wiadomym jest, że Polak nie kaktus - pić musi. By się dobrze bawić? By przetrwać trudy kolejnych dni? Bo lubi? Tę kwestię z pewnością będziemy mogli wspólnie omówić po obejrzeniu filmu, który jak sama powiedziałaś, z pewnością po raz kolejny (jak to u Smarzowskiego) wstrząśnie opinią publiczną. 

 
 






I tym samym zaczynamy eksperymentowanie. Zainspirowani dziennikarzami z półki tych najlepszych, sami uczymy się warsztatu i finezji.   
Czy wyjdzie? Zobaczymy :)