Postarajcie się pomyśleć przez chwilę o typowym Polaku.
Zwykłym, przeciętnym, z równie przeciętną pensją i wykształceniem. Czy w
napływie przymiotników, większość z nich nie jest raczej smutna? Czy
odtwarzając obraz takiej osoby w wyobraźni, nie nasuwa nam się obraz nędzy i
rozpaczy? O czym to świadczy?
Myśląc o sobie, jako narodzie często jesteśmy
ponadprzeciętnie samokrytyczni, z różnych pewnie względów. Mówimy o sobie „polaczki”, często dodając pasujący
do rymu gatunek warzywa o dosyć intensywnym zapachu. Co to mówi o nas samych?
Jak nasze krytykanctwo przekłada się na stan rzeczywisty – nie wiem. Za to
jestem pewna, że tak bardzo boimy się zmieniać cokolwiek (nie wspominając już o
nastawieniu), że łatwiej było nam się pogodzić z rzeczywistością i nami samymi,
niż zacząć daleko posunięte zmiany.
Idelna recepta na odtrucie wszechobecnych, negatywnych
opinii na nasz własny temat jest abstrakcyjna. Zastanawiam się, jak ogromne
kompleksy muszą w nas siedzieć i dlaczego przez wiele lat nie udało się ich
wykorzenić.
Szczęście – do tego dąży każdy Polak. I to szczęście dla
każdego z nas jest czymś innym. Dla ¼ Polactwa sukces to luksusowe auto bądź
dom nad morzem. Mam więc stuprocentową pewność, że gonienie za sukcesem według
Polaków to wyłącznie sprawa pieniądza. Im ich więcej, tym jesteśmy szczęśliwsi.
Poprawka – tym bardziej wydaje nam się, że powinniśmy być szczęśliwsi. Prawda
jest całkowicie odmienna. Jeżeli przed posiadaniem majątku nie będziemy
szczęśliwi, to żadne pieniądze nam tego nie zagwarantują.
Wciąż nam mało. Wolnego od pracy, pieniędzy, szczęścia, mało
dobrych polityków, mało ludzi reprezentujących kraj za granicami, jeszcze mniej
w środku. Umniejszamy swoje prawdziwe sukcesy, jednocześnie wyciągając te
absurdalne i przypadkowe. Wciąż tkwi w nas 18-wieczna buńczuczność o Chrystusie
narodów i możliwości stawania w szranki z samym Bogiem.
W dzisiejszych czasach nie można już być patriotą bez
podpalania i demolowania. Bo tylko takie gesty trafiają przed oczy
publiczności. Żadne sadzenie kwiatów i sprzątanie ulic. Ciekawi mnie, ile
rodzin wykorzystuje wolny dzień 11 listopada na to, aby włączyć TV i obejrzeć
państwowe obchody tego dnia. Szczęśliwe pochody, z uśmiechem na ustach. Dumne,
pokazujące swoją radość, a przede wszystkim dystans.
Dystans – to oprócz poczucia humoru cecha, której nam
brakuje. Uzupełniają się one doskonale i potrafią zapewnić uczucie radości,
które łatwo przekuć na szczęście.
Cieszmy się więc umiarkowanie z rzeczy pozornie małych. Jest deszcz zamiast
śniegu? – pokornie cieszmy się z zalet deszczu i wad śniegu. Idzie sesja?
Cieszmy się z możliwości wyspania i doskonale uprzątniętego pokoju.
Rafał A. Ziemkiewicz napisał nawet książkę „Polactwo”,
opisującą stan umysłowy i główne grzechy Polaków, prowadzące nas w prostej
linii do momentu, w którym znajdujemy się teraz. Ale nie napisał jej po to, by
nas pogrążyć. By nas zawstydzić (no, może odrobinę). Jego celem było
wykrzesanie z nas odrobiny dystansu, pokazanie absurdów, wykazanie, że droga
którą idziemy jest błędna. Polecam książkę każdemu Polakowi. Nawet, jeśli nie
zgadzamy się z jej autorem, warto przeczytać. Właśnie po to, by nabrać tak
bardzo potrzebnego dystansu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz