wtorek, 22 listopada 2011

I just haven't met you yet.


Michael Buble, wokalista jazzowy, który zdecydowanie umilił mi kilka zimowych wieczorów zeszłego roku. Nie powiem, aby jego piosenki miały jakieś ogromnie głębokie przesłanie, ale wartość wokalna na pewno potrafi zachwycić. Jego plusem są też dobre i lepsze covery innych piosenek (Queen, Louis Armstrong etc.), których nie może się wstydzić. Nawet w moim domu na półce z płytami znaleźć można jego album zatytułowany po prostu "Michael Bublé". Po ostatnich wydarzeniach jakoś łatwiej było mi wrócić do muzyki jazzowo-popowej, aniżeli wsłuchiwać się w ostrzejsze brzmienia. Widać - czas na zmiany. I się wcale tego nie wstydzę, wszak moje motto brzmi, że zmiany zawsze są na lepsze. 


Polecam!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz